niedziela, 24 lutego 2013

bo chcę

mogłoby się wydawać
mawiają tu i ówdzie
że brak mi serca
że serdecznie
nie lubię

kiedy ja
w istocie
całej swej siły
do kochania rzeczy
(rym nie przeczy)
nie potrafię ogarnąć
i zamknąć w jedno
jeden produkt uniesienia

mawia się
z góry wszystko ładne

a ja latam

sobota, 23 lutego 2013

świetność

znamy ich dobrze
podtrzymują świątynie
Akropolu
i świata

stają kolumnadą
tacy sami i
ozdobni
dumni wyniośle
nieugięci
niezmęczeni
znający swą powinność
stabilni w działaniu

łupie ich czas jedynie
choć i tak oszczędza od lat


chorągwi
smaganych rozchełstanych
wiatru ladacznic
przemijających w czasie
kolejnej i następnej wiosny
znikome ślady


łopot nie uchodzi bez echa
jeśli tylko roznosi się z wyżyny

i dla nas chociaż ułuda

wiecznego lotu
służby i

śmiertelnej na strzępy
ofiary

(w szepcie łoskotu sypiącej się świątyni)



ubywa nas

czwartek, 14 lutego 2013

LoWe Story

Walentynki. Dzień miłości, czy może pizdy i chuja? Trudno stwierdzić. Widzę Łysego jak idzie z różą dla Gochy kupioną na Sprzymierzonych, przepraszam, na Placu Szarych Szeregów. Wyszedł z roboty i z mózgiem rządnym doraźnej dawki oksytocyny, drogą wolnych skojarzeń uznał, że czerwona róża zapewni mu szybki wjazd w nabrzmiałe płatki Gosinego łona. Gocha, niczego nie świadoma, siedziała, poznawała świat wczytując się w statusy psiapsiółek i niewinnie (tym samym dość kłamliwie) kręciła na palcu loka. Ale nie róbmy z Gochy dziewczyny, która ma w życiu łatwo. Biedna przecież, na sam tył swojej pękatej, tapirowanej głowy spychała lęk, że Łysy dziś nie zagości i generalnie to jedynym chujem jaki dziś zawita w jej strony, będzie ten wykrzyczany do smartfona. Ale Łysy to chłop na schwał. Spisał się chłopak i w akompaniamencie mrowiącego krocza, sprawi, że Gocha dostanie swoje Walentynki, z transportem do samego jej środka. Cud miód. Dzięki Walenty. Gocha mówi, że jej marzenia (w całej swej naturalistycznej postaci) wobec tegoż dnia zostały dobitnie spełnione. Na ścianie.

Happy Valentine's Day!

środa, 13 lutego 2013

zdrobniale

chociaż troszeczkę
moje ostatnio
troszeczkę ulubione
słowo

nie ma prawa bytu
w krnąbrnym statusie
rozpasania ciągot
własnych

takie troszeczkę kłamstewko
troszeczkę zawoalowane
troszeczkę
niby nic a
troszkę tak
chaps
mniam

daj trochę
troszeczkę
życie

odsapnąć
a może
coś wywalczyć
wygryźć serce z komorami

ale gdzie tam umierać
wreszcie zjem
tylko

troszeczkę

wtorek, 5 lutego 2013

wese licho

trzeźwiutki
pijaniutki
zataczam

koła
dokoła
o jaka wesoła

gromada
cóż za paradne

stado

ależ się szczerzą
ryje
wszelakie

na bełty się zbiera

poniedziałek, 4 lutego 2013

poród

mówią mi
stać cię na tyle
gdybyś tylko

gdybym tylko

chciał istnieć

bardziej niż umierać



codziennie.

niedziela, 3 lutego 2013

tak nieładnie

taki ze mnie
fetyszysta
lubię kneblować
głównie siebie
zaciskać zęby
i dławić się wrzaskiem

lubię ubezwłasnowolnienie
jak czas wiąże i oplata
zaciska dusi

wreszcie lubię palące
słowa
tu i ówdzie
sączący się ból
z limfą

i lubię gadzie
skóry wszelakie
kostiumy złem przypieczętowane
przebieranki
lubieżne chamstwa

nielubiężelubięjaklubią
i

sobota, 2 lutego 2013

prosto

udawanie okazuje się być wybawieniem z depresyjnych nudności. zaczynam przeczuwać, iż naprawdę mam talent. wmawiam sobie co rano, że czeka mnie wspaniały (wcale nieważny) dzień, który mogę wypełnić całym mnóstwem pożytecznych działań. każda najbezsensowniejsza czynność to pigułka szczęścia, mała dożylna dawka motywacji do życia. taki ze mnie idiota - "wyczyniacz" się zrobił, tak już teraz udaję z braku sił na dalsze ciągnięcie głazu z napisem "bóle wszechświata". i żyje się prościej, łatwiej bez głowy. tylko jedno nie daje mi spokoju i podgryza żal, że nie piszę tak jak wcześniej, że robię to rzadko i jakoś tak... niespektakularnie.

wracam być głupi.