środa, 29 sierpnia 2012

skłon hulaki

chylę się
chyli się i świat
a może to świat
chyli się
i błędnik już nie ten

równowaga ważna sprawa
tak mawiają
ci co leżą
nie ci co hulają

a ja kołyszę się
ę ę ę ę ę
trzęsę
się
ę ę ę ę ę

i ę staje się ą
gdy z tą tą tą
butelką ką ką
jak tratwą ą

codzienności rytm
można tu i ówdzie
przychotycznić
kolejką
butelką
puszką
kolejną i ą

staje się świat wtedy taki ęą
jakby ciut wysublimowany
a wszechobecny kicz i bezguście
jawi się być tylko zabawą prostej gawiedzi

czy ja się schylam
czy to chyli się świat

może po prostu oddajemy sobie pokłon

wtorek, 28 sierpnia 2012

małpiatki i przeciwstawne kciuki

a w świecie na niby
są niby ludzie
i są sprawy ichsze
niby ważne
w niby hierarchiach
niby istotności

a niby uczucia
na niby słowa
na niby na żarty
niby serio

są związki
niby
nie tylko te niby partnerskie

bywa niby zrozumienie
niby więź
niby uśmiech
takie niby nic

każdy zamknięty w klatce siebie
niby ekstrawertyk
wystawia desperacko ręce za pręty
i zdarza się że chwyta opuszki
innych tęskniących palców

a po co takie macanie
na niby

niedziela, 19 sierpnia 2012

sprzątam

i oto stoję nagi
czysty
wolny od brudu

jedynie gdzieniegdzie zalega
między zwojami
księgozbiorów umysłu
i swędzi

nie sposób go sczyścić
bez naruszania struktury
pergaminowych wspomnień

i tak stoję
nagi
drapiąc się frasobliwie po głowie
bo swędzi brud
i niby wolny
patrzę jak niby wszystko
niby dobrze się układa
jak gdyby to wszystko
było na niby

piątek, 17 sierpnia 2012

gwałt na świecie

Kocham się z Wami. Współżyję, uprawiam seks, pieprzę, rucham, jebię. Mentalnie dupczę. Ja dziwka Wasza i Wy kurwy moje. Należymy do największego burdelu. Burdel świata. Gdzie wszyscy się zadowalają: liżą, pieszczą, penetrują. Macamy, ściskamy, wyciskamy. Pierdolimy własne mięśnie, ciała jamiste, gąbczaste. Wszędzie łechtaczki, pochwy, cipy; penisy, kutasy, chuje i jądra. Czyż nie po to Coś nas stworzyło? Może winniśmy tylko jebać się dziko, czekając na pośmiertne zbawienie! Mężczyźni płodziliby kolejnych jebaków, bądź żywe inkubatory, a kobiety rozwierałyby uda w dwóch celach: urodzić, albo po raz tysięczny dać się wydymać. Ruchanie do śmierci. Dzika, zwierzęca furia. Pierdolenie do tego stopnia, że padalibyśmy ze zmęczenia, niedokrwienia, głodu i pragnienia. Jedynym pożywieniem samców - srom, samic - sperma.
Rozwój kultury odwrotnie proporcjonalny do wzrostu współczynnika przyrostu naturalnego. Pełen przyjemności upadek ludzkości. Dobrze tak upaść wśród miliona uniesień? Popkultura żąda i wymaga zupełnie niewiele! Chuje mają być duże, pizdy ciasne. To wszystko! Cała, aż dwupunktowa, lista żadań kultury masowej. A my co? Żałosne samczyki z za małymi i rozepchane, wzdęte samice.
Pełno agresji, bydlęce to. Ohydne, a w mroczny sposób kuszące. Pełna wolność. Zamiast mózgu prącie, łechtaczka. Samowolka. Zdobądź, wykorzystaj, wyrzuć, wyrżnij kolejne. Proste, przejrzyste, nieludzkie.
Jaki jest sens bycia człowiekiem, skory my ludzie giniemy wśród szarej masy, mentalnego plebsu, człekopodobnych istot bezmózgich, tych z chujami i pizdami czekającymi na reprodukcję? Gdzie eteryczność, melodia i poezja?
W dupie, w zruchanej, zmęczonej, zużytej dupie. Jebcie się zatem!

Z wyrazami pożądania
Vincent M.

PS: Już nie przepraszam.

back: Thinking in the rain

I nagle wszystko stało się klarowne, jak krople deszczu spływające po jego twarzy. Mknął przed siebie uciekając przed samym sobą, tym starym naiwniakiem, i przy każdym kroku dziękował za ten dosadny akt oczyszczenia w postaci nocnej ulewy. Nieistotne były przemokłe buty i dwie chlupiące w nich kałuże. Najważniejsze, że już wiedział kto jest kim. Na kim może polegać, a kto jest mu, pod maską przychylności i sztucznych uśmiechów, wrogiem. I w gruncie rzeczy szedł zadowolony, pomimo tak wielu toksycznych słów, których przyszło mu wysłuchać. Każdy inny człowiek byłby wściekły, czy też zrozpaczony. jemu wystarczały krople deszczu - już od dawna były substytutem łez. Nieumiejętność płaczu w łechtający sposób odczłowieczała go, czuł się, chociaż o taki szczegół, różny od całej pulpy ludzkich plemion. Jak zawsze też, w chwilach smutku, przypominał sobie za co siebie szczerze kocha. Powtarzał sobie, że jest inny, a wciąż taki sam, może tylko lepszy w pewnych kwestiach. Mile wypominał sobie, jak potrafi czuć otaczającą go aurę, z jaką lekkością wpadają mu w oczy niewerbalne znaki bliskich mu osób i, o ile chce, potrafi to wykorzystać, aby umilić im życie. Przeliczał również swoje wady, bo już sama ich świadomość stanowiła dla niego ogromny plus. I odchodził coraz dalej od ludzi, z samym sobą, ze swoim uwielbieniem na plecach, zapominał o innych bytach, aby ponownie na piedestale ustawić swój i wiedział..., że tak jak odchodzi teraz, tak kiedyś zniknie z poważania tych wszystkich, z którymi wiązał jakiekolwiek nici przywiązania.

***

to już prawie rok
a pamiętam jak wczoraj
ave słowa

czwartek, 9 sierpnia 2012

back: Św. pamięci Spokój

Zgnilizna kipi, olbrzymie bąblaste purchawy uwalniają nieprzerwanie jej fetor. Pył, kurz, brud, pleśń, grzyb, fekalia, szpinak i zsiadłe mleko byczą się dookoła, fermentują tworząc swój własny, najpaskudniejszy gatunek jabola.

Frank szwajcarski wariuje.

Nudności, wymioty. Opuchnięty alkoholem mózg i spalone, zdyszane płuca. Wieczne zblazowanie. Poranne marzenie o dalszym śnieniu w aurze codziennej śpiączki. Trupie spojrzenia nieznajomych. Obcych. Obcy to obcy. Każdy to świnia: ten pewnie pedofil, ten, zaraz koło śmietnika, ostatni menel, ta to kurwa jest, a ci dwaj to pedały. Jesteś biedny? To weź się kurwa do roboty frajerze, obszczymurze!

Ludzie w nic nie wierzą.

Ćma miota się jak oszalała - żarówka smoli jej skrzydełka. Uwalnia się jednak, obija o ściany, by trafić tam gdzie dosięgnie ją moja gotowa do mordu dłoń. Pac! Bęc! Pum! Paf! I koniec. I nic. I nie ma.

Idioci są wśród nas. Może nawet przed lustrem?

Dobrze, że są tacy... tacy bogaci, cudownie wspaniali, śnieżą uśmiechem i nie prószą włosami, niezbyt czarni, niezbyt żółci, całkiem zieloni pod skórą swoich pozszywanych prostokątów... oni są przecież tacy... szczęśliwi prawda? No przecież nie ma takich, co tak nie chcą.

Są.

Trupy wirują w grobach.
***
A ja wciąż zastanawiam się kto ma lepiej. O!

czwartek, 2 sierpnia 2012

nature punch

plądrować
rwać
konsumować
memłać
pluć
niszczyć

i rzucać sobą
po ścianach
po polach
przepychać przestrzeń
gnieść jej kształty
upychać

miłość
agresja
wola

pięścią w ziemię
wybijać rytm
dyktować zdania przemocy
chcę złego
w imię milczenia
duszenia myśli
zamkniętymi powiekami
za wiele
niesmak mi w smak