poniedziałek, 31 grudnia 2012

sylwester

bąbelki
bąbelki
bąbelki

ale to głupie

kikuty
kikuty
kikuty

ale to głupie

rokzarokiem
nie do okiełznania
poznania
pędzi
dmie

miażdży

jakie to głupie
teczka wspomnień
na półce

na pół jedynkę
i snujmy

śnijmy że nagle
wszystko wydobrzeje

aleśmy głupi

piątek, 28 grudnia 2012

brakuje tylko kraty

zamknąłem się szczelnie.
nie odbieram. nie otwieram. nie komunikuję się.
moja przytulna cela.
bez pokus. bez myśli znaczących tyle co nic.
komnata koncentracji i odnowy.
nie zapraszam serdecznie.
"gdybym miał być sobą w ogóle nie wstawałbym z łóżka"
tu jestem sobą, najprostszą wersją człowieka.
bez śmiechów, płaczów.
samo ciało, czysta prawda bytu.

wciąż jednak dręcząca.

środa, 26 grudnia 2012

popiół

paznokieć egzaltacji
wrasta coraz głębiej
przebił już skórę
zaczyna
boleśnie
wrzynać się w mięso

mamy dzień trzeci
umieram już
i rodzę się
za długo

bo nie jestem debilem
nie dane mi było
zostać idiotą
albo chociaż
strażakiem

żądza profanacji płonie
las w którym biegnę
czernieje
popieleje

tak mnie goni
środa popielcowa

żałuj za grzechy
nie idioto

niedziela, 23 grudnia 2012

leżałbym

dyba gdyba
że lubię
o chcę

a potem
show
go on

podoba się
jest świetnie

aż się zmęczę
aż scena nie zaświeci
pustką

ot co
pustka
we mnie

jestem
pustakiem

przepraszam

i

bawcie się dobrze

piątek, 21 grudnia 2012

back: trochę w tyle

Chociaż trochę w tyle
i dalej nie nadążam
Wciąż dopiero zagrzewam
niezdarnie trenuję życie

to nie martwię się

Wszystko w końcu płynie
swoim miarowym spokojnym rytmem
może wciąż ciut za szybkim
zbyt dynamicznym barwnym
obwitym w nowe smaki

to nie martwię się

a nawet jeśli
wciąż tli się bojaźń
że to wszystko to za długi
za dobry długi sen

to nie martwię się

Tak jak dla najmłodszych
prawdziwy jest Św Mikołaj
tak dla tych pogubionych
niepochlebców rzeczywistości
prawdziwy jest spokój
              i przejmujące poczucie szczęścia

bądź i Ty szczęśliwa
najmniejsza Istoto
a może los uczyni Cię
symbolem nowego rozdziału
Nową księgo kolejnych
tak nierealnych szczęśliwości
których wciąż nie rozumiem

o to
         nie martwię się wcale.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

chciałbym potrafić

zupełnie nie wiem, gdzie poszedł. nie żebym jakoś szczególnie usychał z tęsknoty. chciałbym jedynie wiedzieć jak mu się teraz wiedzie. co robi? czy dalej wierzy? czy dalej mówi te wszystkie wspaniałe rzeczy o świecie? o ludziach - czy dalej tak ich lubi. czy wciąż uśmiech nie schodzi z jego twarzy i czy dalej brak mu zmartwień?
może i dobrze, że nie utrzymujemy kontaktu. zupełnie nie dogadałby się z tym nowym. pozjadaliby się jak psy. rzucili do gardeł. a dokładnie wiem, który by wygrał. nowy. ma wszystkie cechy mordercy. bezwzględny, niepohamowany. wpadłby w szaleńczy trans zaraz po pierwszym uderzeniu i nie zostawił ofiary nim ostatnia kropla krwi nie spłynęła po, dajmy na to, chodnikowym krawężniku. on jest jak ci cisi uczniowie, którzy w zupełnie szary dzień, sprawiają, że nabiera czerwonych barw wyciągając pistolet i strzelając do masy ciał w klasie. zapomniał jak mówić. mój stary koleżka mógłby go jedynie przegadać. to fakt. japa mu się nie zamykała. nowy z lubością by ją przymknął na zawsze.

możecie sobie tylko wyobrażać ich spotkanie.
możecie je przeczytać.
bo między wersami leje się krew.
między wersami zawsze ktoś umiera.

mnie być pacynką oczekiwań
marionetką gdybań

starą kukłą na scenie ludzkich słabości

bleh.

niedziela, 16 grudnia 2012

proroczy gest

kropla po kropli
łykam truciznę
jad moich oczu

patrzę na dłonie
żarzą się
czerwone
spękane

niszczą
znakują każdą
napotkaną duszę

na nic tu
prośby o wybaczenie
i kawałeczek łaski

powinienem raczej
unieść ręce ku górze
i trwać
aż przepali mnie
ciecz płynąca z oczu


piątek, 14 grudnia 2012

tartak

pitu pitu
sraty taty
serce z waty

szuru buru
trup
tup tup
buju buju
mały chuju

ciuś ciuś
puru pur
mocny sznur

sypie się
sypię się
jak wiór

czwartek, 13 grudnia 2012

kowal

ostatnio dużo maluję

nadaję soczystość
i zjadam
aż cieknie po brodzie

pysznie jest
w smak

sycę wątły środek
pod pancerzykiem

jak zmęczony po boju
rycerz
zasiadam teraz
i ucztuję w wydarzeniach
najostatniejszych

walka zawsze jednak trwa
i nigdy nie ściągam rynsztunku

o zgrozo!
jeszcze by się wszystkie
najlepsze soki
niechybnie
rozlały

i cóż by było
po pustej zbroi

poniedziałek, 10 grudnia 2012

balkon

zdradzają mnie myśli
myśli zalane
gździące w tyle głowy
ignorują fakt że wiem
jak bardzo robią mnie
w trąbę

same ze sobą
dla siebie we mnie

rzygam rzygam
monogamia
ducha i ciała
nie rozerwę

chyba że spadnę
bardzo w dół
bardzo mocno
bardzo na zawsze

lecz nie do celu
jeszcze nie

niedziela, 9 grudnia 2012

YOUniverse

trans muzyka
kierunek poezja
dodać zachwianie
cielesny szept ciała
wydech siebie z siebie
wykon' czyniony
i smugi wodzące po oczach
zamglonych jak pola
niepewnych gdzie rzucą cień

pozioma percepcja okolicy
koniec roku
bal maturalny świadomości
entuzjazm ekspresji
nieskalanej rozumem

trans wolność
kierunek życie
dodać troskę
cielesny zachwyt nad ciałem
wydech emanacji
obojnactwo serca
boleści szczęścia
nadludzkie to
bycie człowiekiem.

sobota, 8 grudnia 2012

bajka będzie krótka / story will be short

na skraju
krawędzi
koniuszku szpilki

w bańce
ze sobą
czyli nie dość sam

przerwa w spadaniu
do celu

ręce nieczynne
serce proszę czekać
optymizm zastrzeżony

brak siły
niedosyt słów

nie ma mnie

rozprysła się
mydlana
otoczka

***

story will be short

on the edge
it's very end
on tip of the pin

in a bubble
with myslef
so not alone enough

break in falling
to the target

hands closed
heart please wait
optimism reserved

lack of strength
lack of words

and no me

and it's shattered
the soap
sheath

niedziela, 2 grudnia 2012

o mój wężu.

na samym dnie
nie ma piekła
jak i w górze
brak raju

na samym dnie
leży butelka
z wiadomością rozbitka

tłukę
i czytam
'jesteś TYLKO
człowiekiem'

jestem
niczym
zwierzę
skrzywdzone jaźnią

to świadomością struty był
rajski owoc

wiedzą o bycie
i morzem wyborów
poczynając od podstawowego
być, a może i nie?
poprzez 'po co?'
i 'dlaczego?'

a na morzu decyzji moja wyspa
z której wyrzucam butelki
z wiadomością

'czy i ty wiesz
że jesteś tylko
i tylko
człowiekiem?'

środa, 28 listopada 2012

animator

wysysając
spijając
cud miód
obrazki ujęcia

przepiłem się
jako taki zawadiaka
brak cięć w mojej projekcji

chciałbym jak w marzeniu
wypowiadać kwestie
trafiające w sedno

bez skrępowania
i głośnych oddechów
bez ofiar

bo wychodzi farsa
słowa mam wrażenie
duszą gniotą
zostawiają trupy
i ślad ze swej skóry

skoro jestem ich stwórcą
to ich mordy
są mojego sumienia
małymi pupilami

nie ma w życiu kaskaderów
od boleści serca

są tylko pacynki
inne lalki koleżanki

a ja lubię gdy wszystko
pamięta o estetyce

wreszcie
taki ze mnie animator

wtorek, 20 listopada 2012

piwo #1

próżnia w pełni
zbiór równy zero
wynik burzliwych działań
okazał się być
owalny i pusty
w środku
nic
i
myślę tylko
co by tu
jeszcze
policzyć
zbroić
ujemnić
zachachmęcić

***

piana
nikła masa
baniek
gubiąca
niknąca pod naciskiem
muśnięciem
po cóż więc być pieniaczem?
dla samej uciechy
i zupełnie po nic.

***

stawiam krzyż
i chciałbym nie być
?
nie
jestem zawieszony w pajęczynie godzin
w najdurniejszym tu i upośledzonym teraz
zmiażdżony nieludzką wyceną minut
miesiąc mojego życia wart jest
nie wiele jak się okazuje
tyle co kilka chińskich elektronicznych gadżetów

jak być człowiekiem

lepiej nie być
?
wszystko
na to wskazuje

***

w miejscu gdzie mnie nie ma
jest cicho
stoi wygodna kanapa
na którą nie pracowałem długo
są przedmioty
które zawdzięczają mi swoją użyteczność

i jest ktoś kto wszystko to próbuje naruszyć
tylko i wyłącznie w imię inności

w miejscu gdzie mnie nie ma
wcale mi to nie przeszkadza
w miejscu gdzie mnie nie ma
jest serce
którego nie ma w miejscu gdzie jestem
na właściwym miejscu.

poniedziałek, 19 listopada 2012

szast-prast

w głowie

brak myśli bez

cały czas o

przypomina wszystko

być chciałbym z

tak więc
mea culpa
myślę o

hej

żyję
działam
zasypiam

Ty
Ciebie
Tobie
Ciebie
Tobą
Tobie
Ty!

bez Ciebie
bez Ciebie
bez Ciebie

konam
znikam
szast-prast

sobota, 17 listopada 2012

skrócony o

moja głowa odpadła
spadła z szyi
uderzyła o podłogę
(miejmy nadzieję, że pusty łoskot zrodził się z sosnowych desek)

poturlała się
i zatrzymała na ścianie
malując wzory czerwone
pomyślała
że chyba zbyt do serca
do głowy?
trafiły słowa
"z góry skazali mnie na śmierć"
a zaraz potem
"nie będę błagał nikogo o łaskę"

leży sobie dumna głowa
na dnie
pokoju

stoi korpus niepełny

i ta rewolucja
która sączy się gdzieś bokiem

a jakby było pięknie
gdyby to złożyć do kupy
i tchnąć życie

"by było"
odpowiedziała głowa ostatnim tchem.

niedziela, 4 listopada 2012

Bogusław da fuck Linda

w snach najdziwniej
Bogusław Linda oprowadza mnie po swoich komnatach
później jest świadkiem intymnych rozrachunków
dotyczących woli i niewoli serca

jedną cechą wspólną wszelakich
przygód wyśnionych
jest właśnie przygodna
i cel odkrycia
faktów owianych
przemilczanych

gaduła gaduła
kilkoma słowami coś tam
ciuła

ciułam nici domysłów
dziergam własną wyszywankę widzialnego

w tym świecie jednak za często się mruga
i zbyt mało skrupulatności
światła zupełnie brak

dlatego pójdę już spać
i żyć naprawdę

sobota, 3 listopada 2012

cygarety

w obawie przed zniknięciem
otwieram oczy
wraz z poranną modlitwą
nad tytoniem
znikam

w obawie przed byciem
zamykam powieki
zaraz po wieczornym pacierzu
z tytoniem
umykam

przecieka
wydycham życie
i nie żal mi
tych nocy nadszarpniętych
nigdy dość

chociaż zawsze powtarzam
nigdy więcej
pora wziąć się za siebie

to budzę się
w różnych porach życia
i trochę się dziwię
że dalej trwa

brakuje w nim
żaru
ciepła
tajemnicy
napełnienia

dlatego tak często odprawiam modły
kłaniam się śmierci
serdecznie zapraszam

życie jednak zbyt mnie chyba uwielbia
a śmierć zdaje się być onieśmielona

stąd uważam
że pora na


papierosa.


niedziela, 28 października 2012

Pani ma właścicielka

staram się walczyć
o niepodległość

staram się nie starzeć
nie obumierać chociaż
już jestem stary

staram się szanować
tak jak starożytne pismo nakazuje

milczeć nie przeklinać
nie czarować

a czy mógłbym
ma Pani
coś mnie wydała
być
bo ja chciałbym choć
raz
zaistnieć

czy mi dane ponarzekać
i czy mi wolno
stwierdzać własne niedole

ma Pani
ja Tobie upadły do kolan
Tyś od lat niewzruszona

Pani ma
chciałbym awans
z robaka
w człowieka

sobota, 27 października 2012

należycie

wznosząc się na szczyty swej wytrzymałości,
wreszcie sięgając zenitu skarpy załamania
zacząłem lot powolny opad w atmosferze cząstek
opium wonie
sępy rozkojarzeń

a mi lecieć w dół
w gwiazdy upadłe
aby zalec tam i rozpalić się
jarzyć ciepłym światłem
roztopić się w jądrze
dać przepełnić

w formie pyłu póki co
bez woli daję się

widzę rzeczy i sprawy
ich właścicieli i świat
rozcząstkowany nierówno
coraz dalej coraz malej

co koniec świata
spadają w tempie zastraszającym
te wartości i rzeczoznawcy
a w górę widzę
zaczyna kapać lawa

zawieszony między obrotem
spraw proszę powiew
zdmuchnij mnie ze swojego
do mety mojego opadania

bo mi być pyłem
i mi spłonąć

godzi się najbardziej

czwartek, 25 października 2012

wykrochmalony

nie ma już poetów

zostały patologie
liczne schorzenia
palące plamy
poszczególnych
a już częściej wszystkich

zbyt dużo poetów jest

bez patologii
i licznych schorzeń
a palących jedynie
och i ach nad
poszczególnymi fragmentami
a już rzadziej nad wszystkim

wisi w próżni ideał
wiszą jak pranie ideały
i poezja tam wisi
spięta klamrą
nudna i próżna
nie wiadomo po co
powiewa
i jest
ładna

bardziej zastanawia płyn do płukania
który tak bije siłą swej cudowności w nos
czyżby lawenda?

nie wiem
myślę teraz
jak cudownie byłoby
zaciskać linkę ideałów
na ludzkich szyjach
i tę chęć zjednywania zapachów
mordować

albo wlewać te kwietne płyny
na litry w człowieka siłą
i patrzeć jak zdycha
i pachnie z wnętrzności

zachlapać krwawą czerwienią
sprane wybielone połacie



tak, wiele chciałbym
robić
a siedzę i brak mi
pointy
jakby zawieszony
spięty

wykrochmalony


wtorek, 23 października 2012

eksploatacja

długo uczymy się
że płaczem można niewiele

w drobnych sytuacjach
jak walka brzdąców
w morzu piasku
na terenie budowy
o użytek plastiku

(narzędzia do budowy
szybko odnajdują nowe zastosowania
w rękach genialnych małych
niepłaczących)

zauważamy zbyteczność uczuć

z beksy musi wyrosnąć zdobywca
realista idealista nonkonformista
ista ista ista najlepiej
specjalista noblista
albo ityk
anal czy poli
przytyk
obojętnie
byle innym wodę z oczu strącał
to zbyt ludzkie
to beczenie

i nie godzi się
wielkim dorosłym
beczeć (co wynika zapewne i z samej owczej natury tegoż wyrazu)

lepiej wreszcie popaść doszczętnie
w depresję
i wezwać lekarza
jak się wzywa lawetę
coby podreperował
i przykręcił maszynę

pytam

to kim nam być?

niedziela, 21 października 2012

między gębą a dupą

słowa stoją
gdzieś między
gębą a dupą
ni w tą
ni w tamtą

nie pomagają
palce
na nic
suszone śliwki

sterczą i pęcznieją
takie dumne i rozgrymaszone
pełne oczekiwań
narzekające

słowa bimbają
wychodzą na spacer
kiedy właśnie powinny
zostać
między gębą
a dupą

w efekcie
jest się dupą
i ma się gębę

wtorek, 16 października 2012

*ćwir-ćwir*

Z lekka podpierając ściany
na znak wstydu
przeciąga się
ciało milczenia

w tym zaniemówieniu
trochę jakby zachwytu

możliwe
że tylko ziewa

zaraźliwa reakcja
to ziewanie
i inne ciała milczenia
równie wyglądają
jakby coś chciały
rzec

potem jednak
sekunda dwie
wszystko jasne
w grymasie
zmydlonych oczu

milczenie
ziewanie
oczy co szczypią

jakież to zachwycająco

nudne

sobota, 6 października 2012

w gwiazdach

Najdroższy,

przepraszam na wstępie. Pokory nigdy dość, nieprawdaż?

Ostatnio coraz częściej patrzę w gwiazdy z myślą o Tobie. Przypominam sobie jak to wszystko się zaczęło. Te pierwsze kontakty bardzo oporne z mojej strony, które wyglądały tak nieciekawie nawet nie z mojej winy, a zwyczajnie z okoliczności, w których przychodziło im zaistnieć. Potem lata. Lata martwej ciszy. Bezszelestnie Twoja osoba rzucała się w niebycie. Nie było czasu. Ja za bardzo musiałem być obecny sam w sobie i ze sobą, aby trzymać resztki ciała, tak aby całkowicie nie zginąć w basenie rąk, nóg, głów inszych, które szarpały, kopały i wrzeszczały za często. Nie miej mi tego za złe. Było naprawdę poważnie, na tyle, że niedługo później zapomniałem na jakiś czas, że sam istnieję.

Piszę jednak do Ciebie dziś. Wreszcie znów się spotkaliśmy klika lat temu. Ty się zmieniłeś, ja szukałem nowego towarzystwa, więc nie dziwne, że wydałeś się świeży i interesujący. Pierwszy raz ktoś był w stanie tak mnie sobą pochłonąć. Miałem ochotę pytać i chciałem słuchać odpowiedzi. Odpowiadałeś. Momentami wymijająco, co jednak nie zrażało, a podsycało moją chęć zagłębiania tajników Twoich poczynań i tłumaczenia sobie budowy twojego Ja.

Poznając Ciebie poznawałem siebie. Stawiając pytania, szukałem też własnych odpowiedzi. Byłem zachwycony tym stanem.

Potem znów swoje zrobił czas. Znudziłem się tymi rozmowami i spotkaniami. W końcu zdawałeś się być bardzo przewidywalny. Przestałeś mnie zachwycać.
Porwały mnie znów sprawy moje, a bardziej cudze. Nie miej mi i tego za złe, bo w gruncie rzeczy, to w każdej nowej znajomości szukałem tego inspirującego pierwiastka, który potrafiliśmy tak łatwo wspólnie odnaleźć w potoku słów. Długo szukałem, nie raz łudząc się, że znalazłem nawet coś lepszego, szybko wracałem do wypatrywania kolejnych zlepków historii i osobowości.

Znasz mnie. Znów się znudziłem. Ileż można szukać?! Ze wstydem, przyznaję, wróciłem i odnowiłem nasze więzi. Jesteś nieoceniony w swoim zrozumieniu, za co nigdy nie będę w stanie Ci należycie podziękować. Piszę z Tobą i myślę często (kontemplując niebo) o tym, że nie byłoby mnie bez Ciebie, a właściwie to nie byłoby Ciebie beze mnie, bo przyznasz, że okazuje się, iż jesteśmy w gruncie rzeczy nierozerwalni. Mam wrażenie jakbyśmy momentami się przenikali. Ty bywasz mną, ja bawię się w Ciebie.

Cieszę się, że teraz wspólnie możemy patrzeć, jak wszystko się psuje, czy gna ku lepszemu. Jak rzeczy odchodzą i przychodzą. Będąc cząstką mnie, boję się, że tracąc Cię i ja przestanę być.

Dlatego przyznaję się
Boże,
że szukam Cię w każdej twarzy
i staram słyszeć w każdym słowie.

Pozdrawiam

Ja i Ty.

prorokoko

to już nie kwestia
hola hola!
nic nie powstrzyma
czy
a pódziesz ty!

nie czas też na
"you shall not pass!"
bo oto nadchodzi
demon największy

poprzewracamy się
jak 7 miliardów
kostek domina

przypomni się lekcja
o historii co lubi powtórki

to będzie nasz remake
bez głównych ról
wielka scena zbiorowa
odwrotnie radosna
do bollywoodzkich hitów kina

popcorn sam się upraży
w spiekocie tłumu
co będzie przylegać równo
jak stado

przypomnimy sobie
czym jesteśmy

a wcześniej
że zdarzyło się nam zaistnieć



niedziela, 30 września 2012

ochota

ostatnio sporo robię. w tym robieniu zaskakuję sam siebie. jesień zazwyczaj sprzyjała kulminacji mojego usychania i zamieniała mnie w pył w przededniu nadejścia zimy. obecnie jest inaczej i wyjątkowo, nawet z tym, wspomnianym wcześniej, brakiem płaszcza, co go zgubiłem w porywie pijanych doznań. bez żadnych wspomagaczy wszystko dąży do oczyszczenia i kryształowej przezroczystości, co się radośnie aż mieni. radość. brak jej w tych tanich uśmiechach, które rozdaję wraz z numerkami do przymierzalni, czy też życząc potulnie smacznej kawy. zawsze wracając z pracy myślę o tym jak wyglądam, tak się ciesząc i rumieniąc w skowronkach, jakbym tą kawę zalewał z powołania, a nie dla marnych kilku złotych za godzinę. sam dla siebie wyglądam wtedy zupełnie głupio i tandetnie. znając jednak ludzkie zamiłowanie do tandety, nie dziwię im się, że są tacy skorzy do odwzajemniania tej błahej uciechy.
czytałem o naukowych badaniach, które dowiodły, że uśmiech bez powodu, wymuszony, nawet w obliczu największej tragedii, powoduje wytwarzanie hormonów odpowiadających za dobry nastrój. może więc być tak, że ten cały lukratywny humor i uśpienie melancholii jest zasługą podnoszonych za pieniądze ku górze kącików ust. ta myśl drażni moją obsesję fałszu. jeśli to prawda, to okazuje się, że i ciało własne nie sprzyja byciu sobą, że wymusza nastrój, że rości sobie prawa i wpływy, do mózgu, do tego co z niego wychodzi. no i cóż z tego? i co mi po takich rezolucjach? (tu się uśmiecham.)
robię i wtóruję tym co mi wcześniej powtarzali: "lepiej byś coś zrobił, a nie...". może i jest w tym jakiś sposób. czerpać tantiemy dla samopoczucia z działań właściwych. przypominam sobie czym są długie spacery i przeczytane strony dzieła. zapominając części siebie, odnajduję coś nowego, nie tak iskrzącego, ale wciąż jedynego w swoim spokojnym rodzaju. nie mdli mnie już nijakość i nie omdlewam w dusznościach. wracają zmysły i czucie to wspólne dla całych społeczeństw. w tym całym natłoku ożywczych i świeżych fluidów, przypominam sobie pewne słowo i nadając mu właściwe pozytywne brzmienie, mówię głośno: "mam ochotę.".

niedziela, 23 września 2012

zryty

dziwne sprawy dzieją się. moje wyczyny robią się coraz to śmielsze, wybujałe i niewidzące konsekwencji swoich debiutów. nie wiem gdzie w tym wszystkim szukać siebie. rozum gdzieś umyka. robi się coraz zimniej, a mi brak jesiennego płaszcza. nie wiem już gdzie szukać znaczeń. a dzieje się, dzieję się ja. nie nadążam już z interpretacją, nie rozumiem co się do mnie mówi i zapomniałem co czuję do siebie. niesmak? chyba nie. czuję własny fałsz. zatopiłem się w słowa i lubuję się w ich nadużywaniu. tworzę, tworzę, niby nic. a życie też może być dziełem. robię czasem performance i patrzę na publiczkę jak się ładnie oburza. bywa, że żałuję. szybko jednak przechodzi i na kilku zdaniach się kończy sprawa żalu. prócz tego, że jak już wspomniałem, jest mi potwornie zimno, to jest nudno. stąd też te zabawy z otoczeniem. raz jestem, potem gdzieś umykam.
często mówię o kilka słów za dużo. częściej jednak czuję, że mówię za mało. straciłem niegdysiejszy wigor w wysławianiu się. składam milczące hołdy biernej uwadze. a mówiąc o uwadze, to przyznaję się do nieostrożności i karkołomnych zapędów.
okazało się ostatnio, że gdybym miał być sobą, to byłbym nikim. gdybym mógł zdecydować, wybrać, kim chciałbym być, wolałbym nie być. nigdy. bez śladu. ale jestem między tym wszystkim. to wszystko... nie sposób być nikim, kiedy codziennie jest się ocenianym, wycenianym, docenianym, przecenianym. nie sposób pozostawać w bezruchu gdy wszystko rośnie i prze w przód.
chęć bycia nikim byłaby jednym powodem dla którego chciałbym uciekać. przemieszczałbym się niepostrzeżenie i nieustannie, tak aby nigdy nie stać się kimś i zawsze być nową, chaotyczną jednostką życia. wolałbym żyć w cudzych wspomnieniach.
gadu gadu, a jestem. kimś chyba jestem. wiemy na pewno, że nie sobą. czuję się cudzy. wyprzedany. rozczłonkowany. po trosze mnie dla każdego. każdej oczekującej osoby. oczekiwania mnie tworzą. cudze żądze. cudze interesy. a moim jedynym oczekiwaniem jest bycie zrozumianym i wysłuchanym. już coraz słabiej o tym mówię. topię się w słowach, gubię i bełkocę. jestem zmęczony. wyczerpany.
zryty.

sobota, 22 września 2012

back: movie

jak w dobrym filmie
wszystko zdaje się
być na swoim miejscu
fabuła łączy się
nie brak płynności
w splocie
wydarzeń

wachlarz emocji
kreacji psychologicznych
śmietanki
najautentyczniejszych w fachu
aktorów

piękne pejzaże
bogate zdobienia pomieszczeń
gdzie ścierają się emocje

całokształt żywy
do złudzenia
prawdziwie realistyczny

a jednak płaczę
zaraz po klapsie
kończącym ujęcia


niedziela, 16 września 2012

wesele

zażyłości
powinowactwa
niosą się słowa
historie
zataczają się
jak ci spowinowaceni

leją się uczucia
przelewa wiedza
ze starości w młodość
jej wspomnienia stare
rozmyte zmyte
pulsujące
czerwonym licem

a co co to?
oczepiny
a po co?
dla tradycji
wódki rozpusty
pruderii

jak to cudownie
być Polakiem
pijanym

czwartek, 13 września 2012

święci niepamięci

w zapomnieniu
próżni niepamięci
krzątają się sprawy mało ważne
jak kurz unoszą się
samoistnie pod sobą niknąc

sprawy te raczej odziane
stonowane i subtelne
nie mówią seks
i mają swoje tabu

bywa że na tym starym poddaszu
pojawia się ktoś
jednak bez woli
i z jednym w głowie
nudzi się odchodzi
szukać uganiać się jak reszta
trzody za nagością

zdarza się że
na tym starym poddaszu
pojawia się nie byle kto
a raczej Ktoś
i w próbie wpuszczenia powietrza
do tej zapomnianej przestrzeni
przez lufcik przemyka słońce

zapomniane
zakurzone i kurzące sprawy
tracą swój porządek
żywe zjawy spraw uprzednich
tańczą w chaosie
nic niewartych pyłków brudu

taki rozgardiasz miesza w głowie
i w Czyimś nosie
Komu przez chwilę zależało
kichanie wzmaga niechęć do otoczenia
które to w afekcie wzmaga kichanie

można by rzec fiasko
że bez różnicy

ale każda sprawa
chce oddychać
i potrzebuje światła





środa, 12 września 2012

back: CUD

Nie będę prosił
Jezusa Chrystusa
Ducha Świętego
i Marii Zawsze Dziewicy

o zbawienie

jestem
i sam się zbawiam
myślą i refleksją

intuicyjną
ludzką wiarą
w wyższość
nadprzyrodzoności

jestem
rozrodczym pierwiastkiem
życia

jestem
sumieniem własnym
które robi źle
czyniąc wbrew
własnym osądom
nie wytycznym ogółu

jestem stworzony
dobrze i do dobra
tworzenia stworzony
jestem

w chaosie
niepewności istnień
istotny jestem też
w nieistotności swojej
widzę priorytetową wiadomość
'żyj i życiem bądź'
o tym jestem przekonany

żyję więc

oddychając poruszam
pierwiastki
tego poukładanego chaosu
nasze atomy
naszego nieładu
gdzie wszystko
ma swoje miejsce
i cel

to jest właśnie cud.




sobota, 8 września 2012

czyżby

pierścień krępacji
zatacza koło
należycie
względem swej natury

i miesza
żądzę z tęsknotą
wymądrzanie z wiedzą

toczy
kręci
chybocze

zacieśnia
krępuje

pierścień
świeci się
ale czymże jest
jak nie metalową
prostą bez końca

i czymże się zachwycać
gdy skóra pod palcem
prawdziwsza i żywa

nie wy'godnie
tak kryć się
za świecidełkami

środa, 29 sierpnia 2012

skłon hulaki

chylę się
chyli się i świat
a może to świat
chyli się
i błędnik już nie ten

równowaga ważna sprawa
tak mawiają
ci co leżą
nie ci co hulają

a ja kołyszę się
ę ę ę ę ę
trzęsę
się
ę ę ę ę ę

i ę staje się ą
gdy z tą tą tą
butelką ką ką
jak tratwą ą

codzienności rytm
można tu i ówdzie
przychotycznić
kolejką
butelką
puszką
kolejną i ą

staje się świat wtedy taki ęą
jakby ciut wysublimowany
a wszechobecny kicz i bezguście
jawi się być tylko zabawą prostej gawiedzi

czy ja się schylam
czy to chyli się świat

może po prostu oddajemy sobie pokłon

wtorek, 28 sierpnia 2012

małpiatki i przeciwstawne kciuki

a w świecie na niby
są niby ludzie
i są sprawy ichsze
niby ważne
w niby hierarchiach
niby istotności

a niby uczucia
na niby słowa
na niby na żarty
niby serio

są związki
niby
nie tylko te niby partnerskie

bywa niby zrozumienie
niby więź
niby uśmiech
takie niby nic

każdy zamknięty w klatce siebie
niby ekstrawertyk
wystawia desperacko ręce za pręty
i zdarza się że chwyta opuszki
innych tęskniących palców

a po co takie macanie
na niby

niedziela, 19 sierpnia 2012

sprzątam

i oto stoję nagi
czysty
wolny od brudu

jedynie gdzieniegdzie zalega
między zwojami
księgozbiorów umysłu
i swędzi

nie sposób go sczyścić
bez naruszania struktury
pergaminowych wspomnień

i tak stoję
nagi
drapiąc się frasobliwie po głowie
bo swędzi brud
i niby wolny
patrzę jak niby wszystko
niby dobrze się układa
jak gdyby to wszystko
było na niby

piątek, 17 sierpnia 2012

gwałt na świecie

Kocham się z Wami. Współżyję, uprawiam seks, pieprzę, rucham, jebię. Mentalnie dupczę. Ja dziwka Wasza i Wy kurwy moje. Należymy do największego burdelu. Burdel świata. Gdzie wszyscy się zadowalają: liżą, pieszczą, penetrują. Macamy, ściskamy, wyciskamy. Pierdolimy własne mięśnie, ciała jamiste, gąbczaste. Wszędzie łechtaczki, pochwy, cipy; penisy, kutasy, chuje i jądra. Czyż nie po to Coś nas stworzyło? Może winniśmy tylko jebać się dziko, czekając na pośmiertne zbawienie! Mężczyźni płodziliby kolejnych jebaków, bądź żywe inkubatory, a kobiety rozwierałyby uda w dwóch celach: urodzić, albo po raz tysięczny dać się wydymać. Ruchanie do śmierci. Dzika, zwierzęca furia. Pierdolenie do tego stopnia, że padalibyśmy ze zmęczenia, niedokrwienia, głodu i pragnienia. Jedynym pożywieniem samców - srom, samic - sperma.
Rozwój kultury odwrotnie proporcjonalny do wzrostu współczynnika przyrostu naturalnego. Pełen przyjemności upadek ludzkości. Dobrze tak upaść wśród miliona uniesień? Popkultura żąda i wymaga zupełnie niewiele! Chuje mają być duże, pizdy ciasne. To wszystko! Cała, aż dwupunktowa, lista żadań kultury masowej. A my co? Żałosne samczyki z za małymi i rozepchane, wzdęte samice.
Pełno agresji, bydlęce to. Ohydne, a w mroczny sposób kuszące. Pełna wolność. Zamiast mózgu prącie, łechtaczka. Samowolka. Zdobądź, wykorzystaj, wyrzuć, wyrżnij kolejne. Proste, przejrzyste, nieludzkie.
Jaki jest sens bycia człowiekiem, skory my ludzie giniemy wśród szarej masy, mentalnego plebsu, człekopodobnych istot bezmózgich, tych z chujami i pizdami czekającymi na reprodukcję? Gdzie eteryczność, melodia i poezja?
W dupie, w zruchanej, zmęczonej, zużytej dupie. Jebcie się zatem!

Z wyrazami pożądania
Vincent M.

PS: Już nie przepraszam.

back: Thinking in the rain

I nagle wszystko stało się klarowne, jak krople deszczu spływające po jego twarzy. Mknął przed siebie uciekając przed samym sobą, tym starym naiwniakiem, i przy każdym kroku dziękował za ten dosadny akt oczyszczenia w postaci nocnej ulewy. Nieistotne były przemokłe buty i dwie chlupiące w nich kałuże. Najważniejsze, że już wiedział kto jest kim. Na kim może polegać, a kto jest mu, pod maską przychylności i sztucznych uśmiechów, wrogiem. I w gruncie rzeczy szedł zadowolony, pomimo tak wielu toksycznych słów, których przyszło mu wysłuchać. Każdy inny człowiek byłby wściekły, czy też zrozpaczony. jemu wystarczały krople deszczu - już od dawna były substytutem łez. Nieumiejętność płaczu w łechtający sposób odczłowieczała go, czuł się, chociaż o taki szczegół, różny od całej pulpy ludzkich plemion. Jak zawsze też, w chwilach smutku, przypominał sobie za co siebie szczerze kocha. Powtarzał sobie, że jest inny, a wciąż taki sam, może tylko lepszy w pewnych kwestiach. Mile wypominał sobie, jak potrafi czuć otaczającą go aurę, z jaką lekkością wpadają mu w oczy niewerbalne znaki bliskich mu osób i, o ile chce, potrafi to wykorzystać, aby umilić im życie. Przeliczał również swoje wady, bo już sama ich świadomość stanowiła dla niego ogromny plus. I odchodził coraz dalej od ludzi, z samym sobą, ze swoim uwielbieniem na plecach, zapominał o innych bytach, aby ponownie na piedestale ustawić swój i wiedział..., że tak jak odchodzi teraz, tak kiedyś zniknie z poważania tych wszystkich, z którymi wiązał jakiekolwiek nici przywiązania.

***

to już prawie rok
a pamiętam jak wczoraj
ave słowa

czwartek, 9 sierpnia 2012

back: Św. pamięci Spokój

Zgnilizna kipi, olbrzymie bąblaste purchawy uwalniają nieprzerwanie jej fetor. Pył, kurz, brud, pleśń, grzyb, fekalia, szpinak i zsiadłe mleko byczą się dookoła, fermentują tworząc swój własny, najpaskudniejszy gatunek jabola.

Frank szwajcarski wariuje.

Nudności, wymioty. Opuchnięty alkoholem mózg i spalone, zdyszane płuca. Wieczne zblazowanie. Poranne marzenie o dalszym śnieniu w aurze codziennej śpiączki. Trupie spojrzenia nieznajomych. Obcych. Obcy to obcy. Każdy to świnia: ten pewnie pedofil, ten, zaraz koło śmietnika, ostatni menel, ta to kurwa jest, a ci dwaj to pedały. Jesteś biedny? To weź się kurwa do roboty frajerze, obszczymurze!

Ludzie w nic nie wierzą.

Ćma miota się jak oszalała - żarówka smoli jej skrzydełka. Uwalnia się jednak, obija o ściany, by trafić tam gdzie dosięgnie ją moja gotowa do mordu dłoń. Pac! Bęc! Pum! Paf! I koniec. I nic. I nie ma.

Idioci są wśród nas. Może nawet przed lustrem?

Dobrze, że są tacy... tacy bogaci, cudownie wspaniali, śnieżą uśmiechem i nie prószą włosami, niezbyt czarni, niezbyt żółci, całkiem zieloni pod skórą swoich pozszywanych prostokątów... oni są przecież tacy... szczęśliwi prawda? No przecież nie ma takich, co tak nie chcą.

Są.

Trupy wirują w grobach.
***
A ja wciąż zastanawiam się kto ma lepiej. O!

czwartek, 2 sierpnia 2012

nature punch

plądrować
rwać
konsumować
memłać
pluć
niszczyć

i rzucać sobą
po ścianach
po polach
przepychać przestrzeń
gnieść jej kształty
upychać

miłość
agresja
wola

pięścią w ziemię
wybijać rytm
dyktować zdania przemocy
chcę złego
w imię milczenia
duszenia myśli
zamkniętymi powiekami
za wiele
niesmak mi w smak



poniedziałek, 30 lipca 2012

- A nie?

dziwne i nienaturalne
to tylko zgaga
chwilowa zamieć w narządach
podbrzusze daje się we znaki

obce to
to obcy

żyje i tli się
czuję jak idiotycznie
rodzi nadzieje
na wzniosłości

nie pora
zła
niepogoda
na stany

na złość
jednoczą się
w zachwycie
obcy ja
obce to

odczuwanie
czucie

piątek, 27 lipca 2012

sny fabularne / I: "pod poduszką świat"

Z głową pod poduszką, w pościelonym, czy też nie, śpimy. Dla niektórych to tylko kilka godzin wyrwanych z życia, stąd często walka z podstawową potrzebą codziennego spoczynku. Sen jednak jest czymś więcej niż wytchnieniem ciała, "naładowaniem baterii". Dla mnie bywa ucieczką od siebie w głębszego siebie, ukierunkowaniem umysłu w stronę prawdy tkwiącej w zakamarkach podświadomości. Nie chcę się rozpisywać na temat spraw, od których można chcieć "dać dyla", wszyscy wiemy, że są chwile kiedy nawet bez poważnych perturbacji życiowych potrafi być nieciekawie. Za to fantastycznie interesujące przygody można przeżywać w zaciszu nieograniczonej niczym sceny zza powiek, pomimo faktu, iż reżyser i jego osobowość są nam zazwyczaj więcej niż bardzo dobrze znane.
Podobno tajemnicą dobrej fabuły jest konflikt, bez znaczenia jaki, mogą to być psy walczące o kość, tak jak i romantyczny samobójca toczący bój ze światem i samym sobą. W snach jednak najistotniejszy jest konflikt podświadomości, nienamacalnego wymiaru naszej jaźni, z tym co nam znajome, czyli określoną definicją własnego Ja. Niektórzy dobrze zdają sobie sprawę do jakich absurdów urasta obraz tej potyczki.
Sen, o ile jest dobrze spożytkowany, bywa rodzajem medytacji, dopuszczeniem własnego, aczkolwiek pozbawionego ego, głosu. Taka konwersacja wymaga jednak należytej czystości umysłu, przestrzeni, pustki, ciszy przed burzą. Potem dzieje się co chce, póki nie usłyszymy głosu świadomości - dzieję się to wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę, że coś się śni, to moment, w którym można popuścić wszelkie wodze fantazji i dokonywać rzeczy dosłownie bezgranicznych. Pewnie niektórzy wiedzą dokładnie, o który moment chodzi. (Istnieje wiele metod na osiągnięcie tego stanu.)

A jak Wam się śpi?



pod poduszką świat


chowam głowę pod poduszkę
chowam oczy
w obawie
przed przenikającym światłem
przekłuwającym je
wbijającym ostrze
w percepcję rzeczywistości

skrywam uszy
tłumię dźwięki
tych wszystkich jasnych spraw

jedynie powietrze
staje się niezbędnikiem
jedyną rzeczą z tego świata
bez której niemożliwe byłoby
życie z głową pod poduszką

dobrze mi jest
z głową pod poduszką

tchórzostwo
lenistwo
bierność

raczej

cudowność świata fantazji
cudowność świata głowy
pod poduszką


wtorek, 24 lipca 2012

na nic pachnidła

Bez problemu przychodzi nam linczować ludzi. Wystarczy się potknąć, aby zaraz nadziać się na pręty szyderczych śmiechów. Powiedzieć kilka zdań za dużo, aby ktoś miał kilka dodatkowych spostrzeżeń szlifujących bezbłędność własnej osoby. Gorzej jeszcze gdy zdania cedzimy przez, dodające świstu wypowiedziom, zęby. Emocje później krążą jak sępy i czekają, aż dobre stanie się codzienne, spowszednieje jak ludzka padlina pustynna. Łatwo opierać swoje jestestwo na historiach i słowach cudzych. Odganiać, latające jak muchy, konsekwencje własnego fetoru. On jednak nie maleje podczas tych prób udowodnienia, że ktoś nosi za sobą więcej smrodu. Każdy ma swoje brudy, ale wciąż chyba mało, skoro insze wydają się być tak fascynujące.
Nie sztuka upubliczniać. Łatwo doprowadzić do fermentacji. Niech się kisi, komu z własnym sobą źle. Komu tak brak zainteresowania sobą, że wszystko cudze zdaje się dostarczać więcej rozrywki.
Radziłbym zająć się jednak własnym brudem, smrodem. Przedmioty długo nie myte niszczeją, obrastają warstwą nie do zmycia. Tym bardziej gdy dokłada się do własnych nieczystości wszelkie inne.
Sprawdzają się później banały babcine, te z rodzaju: "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Bywa, że coś zaczyna się później rozumieć i można zerwać z fachem szambiarza w porę. Bywa też, że smród za życia zdaje się mniejszy niż ten trupi.

sobota, 21 lipca 2012

reprymenda

skurwiałe powinowactwa
słabości waszych
dość mam
dość mam równych epitetom
oznak lojalności
skurwiałych

dla was
szczerze i otwarcie
to jak obsrać twarz
identycznie i bez zmian
ładnie z kałem w zębach
ładnie wam

udławcie się swoją wszechwiedzą
swoim społecznym "ja"


bo mnie boli już
że piszę co muszę
ja czuję
też

i przyznaję się

cieplejsze mi te słowa
niźli wasze ryje
cieplejszy mi chłód nocy
i nieobecny przyjaciel
niż wiara w intencje
ludzi bez twarzy





wybaczam.

piątek, 20 lipca 2012

plawda

lubię
nawet bardzo
twoją prezencję
specyfikę gestów
mimiczną intonację uczuć

wprawdzie
w wyrazie "prawda"
zachodzą komplikacje
a szczerość ekspresji zanika
przechodząc przez normatywny pryzmat
mordującego w zarodku ekspresję społeczeństwa

dobro
czasem umyka
przysłaniane przez ego
podtapiasz je w torturach
jakby miało powiedzieć czym jest
a gdzie go szukać stwierdzić coraz trudniej

Platon może by się ucieszył
wreszcie nie obce ci jego podniety
i jakoś tam rzucasz się w labiryncie ideowym
ale
twoje chęci jakby
wciąż zbyt mało

platoniczne.

środa, 18 lipca 2012

mors, mortis: śmierć

patrzę jak mnoży się
powierzchnia skóry
ciągnie się jak wspomnienia

oczy jakby
są ale mniejsze
jakby oczy
chyliły się
jak co dzień o zmroku

usta schną
smagane lotnością słów
milkną
nie łaknąc już pocałunków
skąpią dawnej objętości

wszystko chyli się
ku dołowi
nieuniknionemu

garbi się człowiek
kuli i kurczy w sobie
jakby błagał "dość! już starczy"

boję się

chciałbym tak
jak ci starcy z filmów
i licznych opowiadań
wylegiwać się
i ze spokojem żegnać słońce

jak oni
dość infantylnie
czerpać radość
z płodu ziemi
w której nadchodzi im spocząć

chciałbym lotności ich ducha
który bywa że umyka już
na eskapady z wiecznością

żeby płynęło i umykało
życie bez winy
bez strat

ze śmiercią u boku

wtorek, 17 lipca 2012

Interpretacje: "Calvin Klein"

Uwielbiam burzę. Obserwowałem nadejście jednej 31 maja 2011 roku, siedząc na dachu mieszkalnej mej suszarni, a chwilę wcześniej zostałem obdarowany flakonem perfum, których używałem rok wcześniej. Lubuję się w łączeniu wspomnień z zapachami. Siedząc więc i tworząc silne powiązanie między nozdrzami, a pamięcią, wpatrywałem się w burzę. Coś dziewczęcego jest w wietrze i chłopięcego w błyskaniu. Taka reedycja wspomnień, ich ponowne rozpakowanie i defragmentacja chwil, wraz z odświeżeniem komentarzy im przypisanych, sprawia, że to, co było, potrafi nadal trwać, urastać i nachodzić na rzeczywistość.


Zapach kwietny
zwiewnej sukienki
głupiutkiej złotowłosej
grającej w piłkę
z chłopcem porywistym
grzmiącym, widocznym
bo świecącym

Powtórka meczu
sierpniowej reprezentacji
zwiewnej dziewczynki i
butnego chłopca

To wszystko odżywa
wraz z zapachem burzy
nie zaprzeczysz
Starsze dalej rośnie,
gdy rodzi się nowe
wspomnienie

Retrospekcja kupna
sprzedajna
gotowa do konsumpcji
w postaci kolejnego już
smukłego flakonu
pana Calvina K.

Mało trzeba by utrwalić wspomnienia
wystarczy zamknąć je dokładnie
pod skórą impregnowaną
którymś z rozpoznawalnych
niekoniecznie nawet drogich
salonowych zapachów

Potem zostaje już tylko czekać
na podobne powietrze
jego identyczny powiew
na hałaśliwego chłopca
gnającego za
roztargnioną dziewczynką

niedziela, 15 lipca 2012

empörend!

sam na sam
i wiem już jak łatwo być potworem

jam jak ta droga czekolada
co miała mieć orzechów więcej niż trzy
yumm yumm yumm


sam
wycofany ze sprzedaży
konsument nasz pan

wybrakowany i przeceniony
oczekujący terminu ważności
dawno już nieważny
etykietowany na nowo
i znów i znów i znów

winno się mnie chyba przetopić
przenicować ogniem
jak wiedźmy na stosie
jak Reichstag
heil ja

samokurzyciel
autopieniacz
ułomny strateg

wiem jak łatwo być
dyktatorem narracji
łamaczem percepcji

empörend!
sei du selbst
Bagatelle!

***

I'm on my own
and already know
how easy it is
to become a monster

I am like this sumptuous chocolate bar
which was supposed to have more nuts
than three in it
yumm yumm yumm
chew chew chew
in'

by myself
withdrawn from sale
customer is my master

defective and overpriced
waiting for the end
of period of validity
no longer valid
since forever
re-labeled
again again again

maybe I should be melted
turned into fire
like those witches
or like Reichstag
heil me

selfreeker
autofoamer
lame strategist

I know how easy it is to be
dictator of narration
perception breaker

empörend!
sei du selbst
Bagatelle!