Uwielbiam burzę. Obserwowałem nadejście jednej 31 maja 2011 roku, siedząc na dachu mieszkalnej mej suszarni, a chwilę wcześniej zostałem obdarowany flakonem perfum, których używałem rok wcześniej. Lubuję się w łączeniu wspomnień z zapachami. Siedząc więc i tworząc silne powiązanie między nozdrzami, a pamięcią, wpatrywałem się w burzę. Coś dziewczęcego jest w wietrze i chłopięcego w błyskaniu. Taka reedycja wspomnień, ich ponowne rozpakowanie i defragmentacja chwil, wraz z odświeżeniem komentarzy im przypisanych, sprawia, że to, co było, potrafi nadal trwać, urastać i nachodzić na rzeczywistość.
Zapach kwietny
zwiewnej sukienki
głupiutkiej złotowłosej
grającej w piłkę
z chłopcem porywistym
grzmiącym, widocznym
bo świecącym
Powtórka meczu
sierpniowej reprezentacji
zwiewnej dziewczynki i
butnego chłopca
To wszystko odżywa
wraz z zapachem burzy
nie zaprzeczysz
Starsze dalej rośnie,
gdy rodzi się nowe
wspomnienie
Retrospekcja kupna
sprzedajna
gotowa do konsumpcji
w postaci kolejnego już
smukłego flakonu
pana Calvina K.
Mało trzeba by utrwalić wspomnienia
wystarczy zamknąć je dokładnie
pod skórą impregnowaną
którymś z rozpoznawalnych
niekoniecznie nawet drogich
salonowych zapachów
Potem zostaje już tylko czekać
na podobne powietrze
jego identyczny powiew
na hałaśliwego chłopca
gnającego za
roztargnioną dziewczynką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz