Roztopy przyniosły w tym roku wiele powodzi. Mamy jednakże nadzieję na rychłe wody odparowanie i z niecierpliwością wyczekujemy czarnej żyznej gleby, która będzie to jednym z promyków nadziei przyświecającym nam cel podczas żmudnych i pracochłonnych prac naprawczych po kataklizmie. Ludzie zdają się być niezłomni. Ramię w ramię, w imię lepszego jutra, bratersko wspierając się w trudniejszych chwilach, udowadniają ile siły przynosi działanie w grupie. Doskonale również przychodzi im wycena sytuacji, to jest: komu należy pomóc w trybie priorytetowym i nie cierpiąc zwłoki biorą się do roboty. Szerząc przy tym aurę dobrego nastroju (gdzieniegdzie słychać utrudzone, lecz i radosne pogwizdywanie) podnoszą na duchu tych, dla których tegoroczna wiosna stała się źródłem łez, a nie jak być powinno, uśmiechu. Prace więc idą znakomicie, bo już niektóre gospodarstwa zajęte są sprawunkami wyłącznie własnych wysiewów i liczenia trzody. Wspominając o bydle, należy zauważyć, iż szczęśliwe uchowało się każde zwierzę i nikt nie ucierpiał z powodu straty krowy, świni, kozy, czy nawet kury. Najgroźniejszym zdaje się być wypadek, w którym to przewróciła się łódź ze starostą, a ten podtopiwszy się niemało, rychło został przetransportowany do gospody pobliskiej internistki. Tam odzyskawszy pełnię sił naśmiewał się wielce z własnego gapiostwa i wrócił do swych obowiązków administracyjnych.
Ze sprawozdania wynika więc, iż kataklizm nasz okazał się być równie dobry, co i zły w skutkach. Bo czymże są zniszczenia w starciu z mocą ludzkiej pomocy? Ta wiosenna komplikacja z pewnością długo będzie odbijała się echem, bynajmniej nie złym, gdyż we wspomnieniach, to te wszelkie uśmiechy po tragedii, jak i wspólny strach łączący się w oczach dotkniętych nią mieszkańców, zostaną na długo. Cała ta praca, to praca grupowa, dowód siły i czysty rozkwit braterskich uczuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz